czwartek, 17 czerwca 2010

La parrilla de Hector

Niedawno udało nam się odwiedzić restaurację argentyńską. Nie żebym była wielkim fanem wołowiny... ale dałam się namówić i wogóle nie żałuję. Ba! Powtórzyłabym z miłą chęcią. Argentyna słynie z wołowiny, a Angus stał się niemal jej symbolem. To soczyste, delikatne, kruche mięso o wyjątkowym smaku upieczone na ruszcie. Marido skusił się na polędwicę (krwista, blee) a ja żeberka, jako danie główne.
Na przystawkę wzięliśmy empanadillas, coś podobnego do na kształt naszych pierogów Te pierogi były z pieca, nadziewane mięsem, waryzwami i serem. Ponadto kiebaska- chorizo criollo i ser kozi provolone na gorąco.
Deser był słodkim dopełnieniem całości- panqueques de dulce de leche- coś w rodzaju naleśnika z nadzieniem karmelowym. Pychotka! Na samą myśl cieknie mi ślinka... ale rozsądek mówi STOP! POLICZ ILE TO MA
K A L O R I I

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz